Ks. Mirosław Maliński
duszpasterz akademicki
Deklaracje pozostają deklaracjami, nawet jeśli są najbardziej pobożne. Owszem, Chrystus trochę wyolbrzymia, a być może świadomie używa hiperbolizmu żydowskiego. Jeśli nieustannie zajmujesz się bardzo ważnymi sprawami, jak choćby pogrzeb własnego ojca lub czułymi pożegnaniami z rodziną, to nigdy nie wyruszysz w Drogę, bo zawsze będzie coś ważniejszego. Jeśli pełnienie woli Bożej nie stanie się naczelną zasadą naszego działania, to kompromisy i niekończące się losowe zdarzenia wyeliminują nas z życia Ewangelią, pozostawiając pełnych dobrych intencji na obrzeżu jej oddziaływania.
Cztery kaczki stały na brzegu stawu. Trzy postanowiły wskoczyć do wody. Ile kaczek jest na brzegu? Oczywiście dalej cztery, bo to że trzy postanowiły wskoczyć niczego nie zmieniło. Nasze postanowienia, nawet jeśli są szlachetne, niewiele zmieniają. Chrześcijaństwo to duchowość czynu. My mamy zrobić. Bogaty młodzieniec, gdy przychodzi do Jezusa, wie już bardzo dużo, bo pyta: „Panie, co mam zrobić, by osiągnąć życie wieczne?”. Nie pyta, jakich konferencji ma wysłuchać, jakie litanie, różańce pompejańskie ma odmówić czy też co ma w sobie poczuć. Pyta o czyn, o to, jak ma postępować – i Jezus traktuje go tak serio, bo on wie że nic nie stanie się samo. Dzięki modlitwie owszem, odnajdujemy niezbędną odwagę, jednak czyn należy do nas.
Zauważyłem, że obecnie ludzie wielkie nadzieje pokładają w wysłuchiwaniu (czasami w czytaniu, ale to okazuje się bardziej męczące) ogromnej liczby konferencji naszych świetnych rekolekcjonistów. Ostatnio jedna ze studentek postanowiła kupić ojca Adasia Szustaka mowy wszystkie. Niektórzy znają naszego kochanego księdza Piotrka Pawlukiewicza już na pamięć, ale pozostaje problem, bo w ich życiu niewiele się zmienia. Drogi Adasiu i Piotrku, nie obrazicie się za te słowa, bo nie tylko na jednym jedziemy wózku, ale jestem też przekonany, że w głębi serca przyznacie mi rację. Nie chodzi o wysłuchanie kolejnej konferencji i dobre postanowienia, ale o to, by w końcu zaryzykować i wskoczyć do stawu. Obok wysłuchanych treści potrzebuję czasu na to, by móc nimi żyć, by przekuć to, czego słuchałem, w czyn. I tak stawiać kolejne kroki bez nadmiernego zalewania się treściami, których nie jestem w stanie przetrawić, choć wydaje mi się, że jestem jakiś taki uduchowiony. Nasze przemiany duchowe dokonują się w działaniu. Trzeba zrobić. Bo to najbardziej przekonuje Pana Jezusa o tym, że naprawdę czegoś chcemy i w odpowiedzi pozwala zaczerpnąć z Jego Potęgi, Miłości i rozumienia życia.
Pytania:
1. Co mogę zrobić dziś, teraz, zaraz, by żyć Ewangelią?
2. W jakich sytuacjach podjęte przeze mnie działania otwarły przede mną całe pokłady Bożego wsparcia?